Hej. Jak to zwykle bywa, kiedy człowiek znajduje się pod wpływem dużego napięcia przez większy okres czasu, nie sypia itp. przychodzi mu do głowy najwięcej pomysłów akurat nie związanych w żaden sposób z tym co robi
Tak się stało i ze mną. Ciekaw jestem co powiecie (nie ukrywam, że kiedy zakończę obecny projekt chciałbym się wziąć właśnie za to). A więc, historia jest dość prosta, ale jakby nie na samym scenariuszu się to opiera. Mamy jakiś bliżej nieokreślony kraj w bliżej nieokreślonym czasie. Myślałem o czymś w rodzaju Gotham City z filmów Burtona tylko w latach 50
Jest morderstwo. Jest zmęczony życiem detektyw. Klimat jak z Chandlera, generalnie kino noir. Zamordowana młoda kobieta itp. Tylko że wszystko wygląda jak obraz. Scenografia, kostiumy, rekwizyty - wszystko jest namalowane jak obraz, jedynie twarze, włosy, dłonie itd. są ludzkie. Do tego przez cały czas gdzieś tam w tle przewija się uliczny grajek śpiewający piosenkę o syfie z malarią, morderstwach itp. na bardzo wesołą melodię. Można powiedzieć, że jest takim promykiem dla naszego detektywa, który uśmiecha się tylko i wyłącznie kiedy go słyszy.
W momencie kiedy udaje mu się rozwiązać zagadkę nagle mamy odskok i okazuje się, że naprawdę jest to obraz a nie konwencja realizacyjna. Mamy malarza w pracowni, który słucha w radiu piosenki śpiewanej przez naszego grajka i maluje obrazek z miejsca zbrodni. To jest już zupełnie realistyczne. A potem malarz robi sobie przerwę. Bierze kubek z kawą/herbatą, odsłania zasłony i otwiera okno. Wychyla przez nie dziub a świat dookoła też jest namalowanym obrazem.
Co Wy na to?