Cytuj:
to mógłbyś postarać się podać bardziej rzeczowe argumenty.
Ok. Więc tak, np. Władca Pierścieni to film fantastyczny, więc krótko mówiąc nie za bardzo jest się czego czepiać. Ini natomiast przedstawił nam kilka minut filmu. Po przeczytaniu tego nie mam zielonego pojęcia, czy jest to film SF, komedia, dramat, czy w ogóle cokolwiek. Gdybym wiedział to mógłbym w jakiś sposób to skrytykować, a pewnie spostrzegłbym się jaki to miał być gatunek, gdyby autor zamieścił całość zgodnie z regulaminem działu.
Cytuj:
I jakoś to nikomu nie wadzi. To jest film, to nie jest historiozofia wojenna.
Doskonale się z Tobą zgadzam. Film to nie przeniesienie życia codziennego na ekran. Jednak to co widzimy w pierwszej scenie to istna głupota, no chyba że to ma być śmieszne, a ja tego nie zkumałem. Zresztą Ty podałeś filmy wojenne (i im podobne), więc gdyby się tak okazało, czułbym się usprawiedliwiony.
Wracając do "Sceny: I", mamy pokój prezydenta. Słowo pokój kojarzy mi się z czymś bardziej do mieszkania, niż gabinet, ale dobra, może tak się mówi, nie znam się na tym. Wchodzi Generał. Informuje prezydenta o tym, że pozostała do zniszczenia jeszcze jedna baza niemiecka, na południu kraju. Nie raczy nawet powiedzieć jakiego kraju, wniosek, że tego, w którym się znajdujemy - Polska? Widać akcja dzieje się w przyszłości...
Jako widz chciałbym się dowiedzieć, czegokolwiek o tej bazie, o tym skąd w Polsce niemiecka baza i czemu u diabła sam generał odwiedza prezydenta w jego pokoju (bóg jeden raczy wiedzieć w dzień, czy w nocy)? I czemu to oni decydują o tym, żeby zniszczyć tę ostatnią bazę (no i po co ją mają niszczyć)? I czemu akurat tych trzech (szeregowców/sierżantów - kim oni są?) ludzi wybierają do tej misji? Czemu generał ich zaproponował?
Dla mnie to trochę nielogiczne, brakuje odpowiedzi i w ten sposób jako widz czuję się zagubiony, bo ląduję w innej rzeczywistości, która zostaje mi zupełnie obco przedstawiona. Nikt nie raczy się wyjaśnić tych dziwnych sytuacj, które w normalnym świecie nie miałyby miejsca.
"Scena : II", mamy sobie trójkę żołnierzy, dowiadujemy się, że jeden ma dziewczynę w ciąży, no i przychodzi pan Generał, oni "wstają stają" i salutują. W zasadzie ciekawość rośnie, czemu Generał sam biega od prezydenta do koszar, (chociaż... to są koszary, czy co?).
"Scena : III", znów jesteśmy w pokoju pana Prezydenta. Przychodzą do niego Generał i trzej żołnierze. I prezydent zaczyna im nawijać o zdjęciach satelitarnych (fajnie, do konstytucji dopisano, że prezydent po za władzą wykonawczą i ustawodawczą, jest nietylko zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale również odpowiada za informowanie żołnierzy o szczegółach wypadów na niemieckie bazy!). No, więc żołnierze oglądają obrazki i we trójkę będą musieli ją zniszczyć... Hmm... super, będą ryzykować życie, jak załatwiłby to za nich jeden samolot... No, ale przecież Generał nie mógł na to wpaść bo był zajęty chodzeniem od pokoju prezydenta do żołnierzy i zpowrotem.
Moim zdaniem przeciętny widz w tym momencie doszedłby do wniosku, że jest to za bardzo naciągane. Po prostu trąci banałem... Tylko, że przynajmniej we wszystkich tanich produkcjach tego typu próbowano widzowi, choć spróbować wmówić, że tylko "oni" mogli tego dokonać - ktoś zdradził cały plan i ich kompania została rozbita, pozostali tylko oni trzej, a jeżeli nie zniszczą bazy, wróg będzie mógł tamtejszymi radarami wykryć ich samolot, którym mają zamiar następnego dnia wykonać nalot na kluczową pozycję...
Ogólnie chodzi o to, że brakuje odpowiedzi na zbyt wiele pytań. Fabuła jest ograniczona do minimum, byle jak najszybciej przejść do rzezi, a ta namiastka informacji, którą dostajemy jest zbyt mała, żeby dotrwać do końca - kolejny kicz i tyle.